Dzisiejsze nowości ! INNE JĘZYKI NAJWAŻNIEJSZE Po wyborach w USA |
WSWS : WSWS/PL : Aktualne analizy
Nędza socjalna w PolsceReportaż ze śląskiego Zabrza23 lutego 2005 rokuReportaż autorstwa Tadeusza Sikorskiego i Mariusa Heusera ukazał się na stronie WSWS w języku niemieckim 27. stycznia 2005. W ostatnich 15 latach dokonał się w Polsce bezprzykładny dotąd upadek socjalny. Gdy w końcu lat 80-tych upadł reżim stalinowski, starzy biurokraci, którzy w jednej chwili przeistoczyli się w neoliberałów, a później przedstawiciele opozycyjnych związków zawodowych Solidarność uczynili kraj oazą dla prywatnych przedsiębiorstw. Państwowe zakłady zostały najpierw przekształcone, tzn. w pierwszym rzędzie uwolnione od nadliczbowego personelu, a następnie sprywatyzowane, co z kolei szło w parze z masowymi zwolnieniami. A przy tym wpływowe osoby popierały się nawzajem w obejmowaniu czołowych stanowisk w nowopowstałych przedsiębiorstwach i gromadziły nieopisane bogactwo. Poprzez przygotowania do wstąpienia do UE polityka ta napędzana była w zaostrzony sposób przez zmieniające się rządy. Oficjalna liczba bezrobotnych w Polsce wynosiła w końcu października ubiegłego roku 18,7%. W samym tylko górnictwie węglowym zlikwidowano od czasu przełomu więcej niż 250.000 miejsc pracy. Jednocześnie przedsiębiorstwa cieszą się świetnymi zyskami. W 2003 roku produkt krajowy brutto wzrósł o 3,8%, za rok 2004 oczekiwana jest liczba ponad 5%. Rok 2004 był pierwszym rokiem, w którym wszystkie pięć przedsiębiorstw górniczych w Polsce zanotowało zyski. Mimo tego sytuacja socjalna w kraju raczej się pogorszyła. Śląsk jako byłe centrum górnictwa i produkcji stali szczególnie silnie odczuł restrukturyzację. Podczas gdy za czasów stalinowskiego reżimu górnicy za sprawą wyższych płac i lepszych przywilejów socjalnych byli "elitą robotników" w stosunku do innych robotników, w ostatnich 15 latach zostali on najbardziej dotknięci przez zwolnienia. W górnośląskim mieście Zabrze w styczniu 2004 roku mieszkało 192.000 osób. Tendencja od lat jest wsteczna, w 1996 roku było jeszcze 201.000 mieszkańców. W grudniu ubiegłego roku 14.318 osób lub 22,9 % zdolnych do pracy było oficjalnie bezrobotnych. Wielu górników zostało zwolnionych z powodu restrukturyzacji i zamknięcia kopalni. Z zarejestrowanych bezrobotnych tylko 11,1 % ma prawo do zasiłku dla bezrobotnych. Wszyscy inni skazani są na pomoc społeczną. Jest ona jednak zbyt mała, aby można było dzięki niej przeżyć. Sześcioosobowa rodzina Maciak (nazwisko zmienione przez redakcję) żyje w mieszkaniu socjalnym w pobliżu centrum miasta w Zabrzu. Zarówno rodzice, jak i obydwaj pełnoletni synowie są bezrobotni. Jeszcze przed ośmiu laty matka pracowała w handlu a ojciec na budowie, w zawodach, które wykonywali już przed 1989 rokiem. Po zamknięciu najważniejszych kopalni i zakładów przemysłowych, bez specjalistycznego wykształcenia nie mają oni prawie żadnej szansy na znalezienie stałej pracy. "Mój mąż jest bez zawodu, po podstawówce. No wiadomo, jak tu wszystko polikwidowali są teraz wszędzie wymagane papiery" wyjaśnia WSWS 45-letnia matka Zofia. Na programy dokształcające zgodnie z własnymi danymi urząd pracy oddał do dyspozycji w okresie czasu od stycznia do listopada 2004 roku jedynie 467 złotych (około 117 euro) każdemu zarejestrowanemu bezrobotnemu. Środki takie może jednak otrzymać tylko ten, kto przedłożyć może zapewnienie pracodawcy, że zostanie przez niego następnie zatrudniony. Dla obydwu synów dodatkową trudnością jest to, że nie posiadają prawa jazdy. Mieszkanie tej rodziny składa się z dwóch pokoi i kuchni. WC znajduje się na podwórku. Ponieważ nie ma instalacji gazowej, Maciakowie dysponują jedynie zimną wodą. Mimo tych nieludzkich warunków mieszkaniowych czynsz w wysokości 210 (około 52 euro) złotych pochłania prawie cały zasiłek socjalny. Na inne wydatki w miesiącu pozostaje rodzinie jedynie 15 złotych (4 euro). "Dochodzą dodatki, na przykład na buty dostałam 40 zł, to nie wiedziałam dla kogo kupić. Śmieszne kwoty, także usiąść tylko i płakać." Oficjalnie przysługiwałoby Maciakom więcej pieniędzy, ale w rzeczywistości wyegzekwowanie tych roszczeń jest nieomal niemożliwe. Jeżeli nie wykaże się w urzędzie dodatkowych dochodów, zostaje się poddanym silnemu naciskowi. "Ja mam 86 zł rodzinnego, i to tego dopisałam za zbiórkę złomu 200, 300 zł. Bo coś musze pokazać, choćby to nawet nie było faktycznie. Bo później straszą, że z mieszkania wyprowadzą i do Św. Alberta się pójdzie, albo straszą, że dzieci zabiorą, bo nie mam z czego ich utrzymać. Kiedyś dostawaliśmy na sześć osób 50 zł." Tak jak dziesiątki tysięcy innych rodzin, Maciakowie muszą zdobywać pieniądze w inny sposób. Wcześniej Zofia dorabiała trochę pieniędzy pracą sezonową na czarno. Od kiedy jednak urodziła się 4 letnia obecnie córka, matka musi zostać w domu. Synowie wygospodarowują dodatkowe dochody szukając złomu na wysypiskach śmieci i szrocie i kopiąc węgiel w starych sztolniach. Przy odrobinie szczęścia któryś z członków rodziny ma od czasu do czasu okazję pracować kilka tygodni na czarno. Perspektywy w Zabrzu Zofia Maciak nie widzi. "."Żadnych zmian nie widać. No nie wiem jak z tego wyjść. Syn na razie pojechał, jest tam na zachodzie na dwa tygodnie, hotel sprzątać. Młodszy syn żadnej nadziei nie ma. Chyba, że przez kogoś, ktoś mu gdzieś tam załatwi jakąś prace." O takie rodziny jak Maciakowie troszczy się Beata Dąbrowska. Jest ona przewodniczącą Demokratycznej Unii Kobiet, organizacji użyteczności publicznej, która zgodnie z własnymi informacjami, w okresie swojego tworzenia bliska była wprawdzie Sojuszowi Lewicy Demokratycznej (SLD), lecz w ostatnich latach pod wrażeniem polityki rządu w oczach się od niego odwróciła. W Zabrzu pomagały Dąbrowska i jej towarzyszki najpierw kobietom, mężczyznom i dzieciom, które konfrontowane były z przemocą w domu. Później rozszerzyły swoją działalność do ogólnego doradztwa prawnego. Teraz pomagają rodzinom składać wnioski w sądzie i urzędach, towarzyszą im podczas procesów i próbują pomóc im w znalezieniu pracy. "Troszczymy się o tych, którym już nikt inny nie pomaga", podsumowuje Dąbrowska zakres działalności swojej grupy. Sytuacja w rodzinie jest dla niej nie do oddzielenia od sytuacji socjalnej na Śląsku. Struktura rodzinna była wcześniej bardzo przejrzysta. Mężczyzna pracował w kopalni i był głową rodziny. Kobieta troszczyła się o dom i dzieci. Gdy mężczyzna stracił swoją pracę, obniżyła się również jego pozycja w rodzinie. Wielu zaczęło z tego powodu pić. W ten sposób rozpadła się tradycyjna śląska rodzina górnicza. Oficjalną statystykę dotyczącą bezrobocia Dąbrowska uważa za zbyt optymistyczną. Ponieważ wielu i tak nie otrzymywało zasiłków, nie zarejestrowali się. "Jak ja się pytam moich petentek to mówią mi, że nie zjawili się na termin, bo ich pracodawca na czarno nie puścił. Ponadto dużo kobiet się nawet nie rejestruje. Że muszą stać w kolejce po trzy, cztery godziny, aby dostać z MOPRu 20 złotych. Nie ma potrzeby marnowania czasu. Czyli stąd to bezrobocie będzie dużo większe, niż pokazuje to statystyka." Do tego dochodzą jeszcze ci, którzy już stracili swoje mieszkanie i żyją na ulicy. Wcześniej codziennie można było zobaczyć ludzi, którzy na noszach wnoszeni byli z dworców. W ostatnich czasach bezdomni zostali przepędzeni zaledwie z centrum miasta. W statystykach dotyczących bezrobocia ludzie ci nie pojawili się. Sytuacja rodziny Maciak nie jest więc w żadnym razie pojedynczym przypadkiem. Bezrobotni próbują utrzymać się na powierzchni pracą na czarno. Są zupełnie uzależnieni od dyktatu pracodawcy i nie mają żadnych zabezpieczeń. Jeśli policja lub władze wykryją pracę na czarno, pracodawca zapłacić musi karę w wysokości 5000 złotych (około 1200 euro). "Ten człowiek pracujący na czarno nie ma niczego, oprócz tych paru groszy i niepewności czy jutro będzie pracował", zauważa Dąbrowska. "On jest jak gdyby ubezwłasnowolniony, bo u nas jest podstawą medunek i miejsce pracy z zarobkiem. Wtedy taki człowiek się liczy. Może złożyć wniosek o mieszkanie od gminy, jest ubezpieczony - może się leczyć; może sobie wziąć jakąś pożyczkę. Kto nie ma umowy pracy nawet nie może wynająć mieszkania od kogoś prywatnie, bo każdy, kto wynajmuje mieszkanie pyta: A z czego pan będzie płacił?" Do tego każdy bezrobotny naraża się ciągle na nieprzewidywalne ryzyko. "Gdy na przykład pracuje się na czarno i w miejscu pracy stał się wypadek, uszkodzona by była mocno ręka, pracodawca temu pracownikowi nie płaci nic. Ubezpieczenie nie płaci mu nic. On nawet zgłaszając się do szpitala nie może powiedzieć, że stało się to w miejscu pracy. Bo momentalnie wiadomo w urzędzie pracy, że pracował na czarno, czyli ma kary on i pracodawca 5000 zł; traci prawo bycia bezrobotnym i jeszcze dostanie sprawę z urzędu pracy o wyłudzenie ubezpieczenia, bo każdy zarejestrowany bezrobotny jest ubezpieczony minimalną składką zdrowotną. A pracodawca nie przyjmie go z powrotem. Nie ma renty w przypadku trwałego uszkodzenia zdrowia." Dąbrowska wie jeszcze o innych strategiach, które stosują jej petenci, aby następnego dnia mieć coś do zjedzenia na talerzu. Tak jak Maciakowie, wiele innych rodzin zbiera złom lub inne możliwe do spieniężenia materiały na wysypiskach śmieci i pojemnikach na śmieci. Częściowo powstały nawet prawdziwe rewiry, które przydzielają różne ulice w dzielnicy poszczególnym rodzinom. Inni kopią węgiel kamienny na własną w zamkniętych kopalniach. Zaradne kobiety produkują w domu różnorodne rękodzieło, jak ścierki do garnków czy kosze, aby sprzedać je później na rynku. Inne sprzedają tam warzywa, które wyhodowały na swoich działkach lub zebrały w lesie. Jeśli ludzie ci zostaną przyłapani przez straż miejską na sprzedaży swoich towarów, muszą zapłacić wysokie grzywny. W dalszej kolejności również żebractwo, oszustwo i kradzież należą do dnia powszedniego w Zabrzu. Akurat dla młodszych kobiet i dziewcząt jako ostatnia możliwość pozostaje często jeszcze prostytucja. Jeśli jakaś kobieta umieści ogłoszenie o poszukiwaniu pracy, otrzyma wiele ofert, lecz żadnych poważnych. "To jest jedyny rynek pracy, gdzie nikt się nie pyta o wykształcenie, czy ona umie mówić." Dla wielu rodzin prostytucja jest jedynym pewnym źródłem dochodu. Częściowo mężczyźni zmuszają do niej swoje żony, czasami również rodzice swoje dzieci. "Miałam takich parę petentek, że panowie wynajęli mieszkanie, żeby ona się tym trudniła. Mąż ma w tym czasie inną młodszą panią. A ta pani musi nadal na niego pracować, bo ją szantażuje, że odbierze jej dzieci, bo ich tak a nie inaczej traktuje." Szeroko rozpowszechniony na Śląsku katolicyzm i konserwatywne morale czynią tą sytuację jeszcze bardziej krytyczną. Wiele dziewcząt i chłopców jest jeszcze w ogóle nieuświadomionych, szukają jednak jakiejś możliwości sfinansowania swoich podręczników i wsparcia swojej rodziny. W ten sposób powstają niechciane ciąże i poważne problemy psychiczne. "Dla niektórych się wydaje, że to dla nich łatwe. Ale z rozmów z moimi klientkami wiem, że to są dla nich bardzo trudne decyzje i bardzo mocno im później na psychice zapadają." Rzadko istnieje wyjście z biedy. "Mało który pracownik socjalny powie takiej rodzinie, gdzie widzi że tam na środki czystości nie ma, gdzie w jednym pokoju osiem osób bez światła żyje, że jest takie lub takie szkolenie albo możliwość. Nie. Bo oni są skazani, oni są po podstawówce." Również dzieci skazane są na nędzę. Każde dziecko otrzymuje w swoim życiu tylko jednorazowy zasiłek w wysokości 100 złotych (około 25 euro) na pomoce szkolne. Z wszystkim innym rodzice muszą poradzić sobie sami. "W szkołach jest informatyka, komputerów na trzysta, czterysta dzieci są trzy sztuki. Oczywiście, nauczyciel informatyk dużo wymaga. Gdzie to dziecko ma zrobić pracę domową na komputerze? Miałam taki okres, że byłam również bardzo na dole. I moje dziecko w gimnazjum dostawało non stop jedynki, bo mnie nie było stać na kawiarenkę internetową. Więc ci na dole nie mają możliwości. Zamyka się możliwość wykształcenia nowego pokolenia." Również były policjant i prywatny detektyw Wojtek Wob (nazwisko zmienione przez redakcję) wyjaśnia, jak bardzo bez wyjścia jest sytuacja większości biednych rodzin. Często otrzymuje od rodzin zlecenia wydostania członków rodziny ze środowiska kryminalnego lub prostytucji. Szanse są jednak bardzo małe. Gdy był jeszcze policjantem, złapał złodzieja samochodów. Usprawiedliwiał się tym, że nie ma pieniędzy, żeby wyżywić swoja rodzinę. Wojtek zabezpieczył wtedy samochód, a złodzieja pościł wolno. Próbuje on pomóc ludziom, lecz przyczyną przestępczości jest bezrobocie. Bez bezrobocia, tak twierdzi prywatny detektyw, nie byłoby również przestępczości. W zupełnie ignorancki sposób wobec nędzy ludzi zachował się Edward Orpik, zastępca dyrektora urzędu pomocy społecznej w Zabrzu. W swoim ogromnym i szlachetnie urządzonym biurze stwierdził on wobec WSWS, że ma on konfucjański pogląd na świat. "Świata nie zmienisz, zmień siebie, a zmieni się świat. Kilkadziesiąt lat komunizmu oduczyło ludzi odpowiedzialności od własnego życia. Takie podstawowe dobra jak praca, dostęp do edukacji i opieki zdrowotnej, były zapewnione na minimalnym poziomie. To oduczyło ludzi od wykuwania własnego losu."
Copyright 1998 - 2013 World Socialist Web Site! |